Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Łaziska Górne: sklep Żabki, Kaufhaus, Hundekolonie i inne tajemice

Karol Świerkot
Sklep kolonialny u Alberta Żabki w pierwszej połowie XX wieku.  
To tutaj kupowało się kawę, herbatę, przyprawy i ryby.
Sklep kolonialny u Alberta Żabki w pierwszej połowie XX wieku. To tutaj kupowało się kawę, herbatę, przyprawy i ryby. ARC/ Zbiory Franciszka Lesniewskiego
Masło i powidła kupowało się w sklepie u Lipińskiego. Kawę, herbatę i przyprawy - w składzie Alberta Żabki. Oberża u Josepha działała do lat 80. XX wieku.

Stare budynki i ulice W Łaziskach Górnych są wykorzystywane do dzisiaj, czasem nie zmieniając swojej funkcji. Mają w sobie też tajemnicę, którą warto poznać.

Na przykład obecna ulica Barlickiego, przed wojną Dorfstrasse (Wiejska), zawsze była centrum handlowym gminy. To tutaj ludzie chodzili na codzienne zakupy i miejskie plotki.

- Prowadził tutaj sklep Johan Lipiński. Można było u niego kupić podstawowe artykuły spożywcze, jak masło czy jakieś powidła - mówi Mirosław Leśniewski z Izby Tradycji w Łaziskach Średnich. - Był to tak zwany Kaufhaus. Konkurencją był dla niego sklep kolonialny Alberta Żabki, na rogu dzisiejszych ulic Barlickiego i Spokojnej.

- Tam były towary importowane, często zza oceanu np. kawa, herbata, przyprawy, ale i ryby - wymienia Leśniewski.

Dzisiaj w sklepie Żabki są kwiaciarnia i kuśnierz. Z kolei w dawnym spożywczym Lipińskiego znajdziemy sklepy odzieżowe. Współczesna ulica Świerczewskiego była natomiast zapleczem mieszkalnym Łazisk Górnych z początków XX wieku.

To tutaj książę pszczyński, który był właścicielem łaziskich kopalń, wybudował dla górników i ich rodzin osiedle mieszkalne. Bo wielu pracowników było napływowych, głównie z terenów Dolnego Śląska.

- Wynikało to z faktu, że okres I wojny światowej był też okresem intensywnego rozwoju górnictwa na Śląsku, i brakowało dostatecznej liczby rodzimych fachowców - wyjaśnia Leśniewski. Nowe osiedle szybko doczekało się jednak mało pochlebnego przydomka Hundekolonie, czyli psia kolonia.

- Rdzenna ludność łaziska nie pałała miłością do nowych osadników, przez co mieli oni często problemy nawet z kupnem żywności w tutejszych sklepach. A okres wojny to czas głodu i niedoborów. Zdarzały się przypadki zjadania psów. Stąd nazwa - tłumaczy pan Mirosław.

Skąd niesnaski między rdzenną ludnością a przyjezdnymi, można się dziś tylko domyślać.

- Wydaje mi się, że to wynikało po prostu z niechęci do obcych. Myślę, że można by tamtą sytuację porównać z powojennym napływem ludności z centralnej Polski na Śląsk, wtedy też były konflikty - ocenia Leśniewski.

O problemach dnia codziennego można było jednak zapomnieć w Oberży u Josefa Matzdorffa, która, jako że znajdowała się nieopodal kopalni w Łaziskach Średnich, na brak klientów nie mogła narzekać przez cały okres swojej działalności.

- Właściciele na przestrzeni lat się zmieniali, już za moich czasów mówiło się "Restauracja u Jona", właścicielem była wtedy rodzina Oczadły - mówi Leśniewski. - Restauracja miała dwie sale, które po zmianach na kopalni zawsze pękały w szwach, a przed lokalem ustawiała się kolejka - wspomina Leśniewski.

- W latach osiemdziesiątych XX wieku klienci knajpy popadli jednak w konflikt z proboszczem, bo w myśl ustawy antyalkoholowej, lokal musiał być od kościoła oddalony przynajmniej o sto metrów. Tutaj brakło chyba metra i knajpę trzeba było zamknąć. Proboszcz wygrał - dodaje.

Dziś w miejscu dawnej oberży znajduje się salon fryzjerski.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na mikolow.naszemiasto.pl Nasze Miasto