Stare budynki i ulice W Łaziskach Górnych są wykorzystywane do dzisiaj, czasem nie zmieniając swojej funkcji. Mają w sobie też tajemnicę, którą warto poznać.
Na przykład obecna ulica Barlickiego, przed wojną Dorfstrasse (Wiejska), zawsze była centrum handlowym gminy. To tutaj ludzie chodzili na codzienne zakupy i miejskie plotki.
- Prowadził tutaj sklep Johan Lipiński. Można było u niego kupić podstawowe artykuły spożywcze, jak masło czy jakieś powidła - mówi Mirosław Leśniewski z Izby Tradycji w Łaziskach Średnich. - Był to tak zwany Kaufhaus. Konkurencją był dla niego sklep kolonialny Alberta Żabki, na rogu dzisiejszych ulic Barlickiego i Spokojnej.
- Tam były towary importowane, często zza oceanu np. kawa, herbata, przyprawy, ale i ryby - wymienia Leśniewski.
Dzisiaj w sklepie Żabki są kwiaciarnia i kuśnierz. Z kolei w dawnym spożywczym Lipińskiego znajdziemy sklepy odzieżowe. Współczesna ulica Świerczewskiego była natomiast zapleczem mieszkalnym Łazisk Górnych z początków XX wieku.
To tutaj książę pszczyński, który był właścicielem łaziskich kopalń, wybudował dla górników i ich rodzin osiedle mieszkalne. Bo wielu pracowników było napływowych, głównie z terenów Dolnego Śląska.
- Wynikało to z faktu, że okres I wojny światowej był też okresem intensywnego rozwoju górnictwa na Śląsku, i brakowało dostatecznej liczby rodzimych fachowców - wyjaśnia Leśniewski. Nowe osiedle szybko doczekało się jednak mało pochlebnego przydomka Hundekolonie, czyli psia kolonia.
- Rdzenna ludność łaziska nie pałała miłością do nowych osadników, przez co mieli oni często problemy nawet z kupnem żywności w tutejszych sklepach. A okres wojny to czas głodu i niedoborów. Zdarzały się przypadki zjadania psów. Stąd nazwa - tłumaczy pan Mirosław.
Skąd niesnaski między rdzenną ludnością a przyjezdnymi, można się dziś tylko domyślać.
- Wydaje mi się, że to wynikało po prostu z niechęci do obcych. Myślę, że można by tamtą sytuację porównać z powojennym napływem ludności z centralnej Polski na Śląsk, wtedy też były konflikty - ocenia Leśniewski.
O problemach dnia codziennego można było jednak zapomnieć w Oberży u Josefa Matzdorffa, która, jako że znajdowała się nieopodal kopalni w Łaziskach Średnich, na brak klientów nie mogła narzekać przez cały okres swojej działalności.
- Właściciele na przestrzeni lat się zmieniali, już za moich czasów mówiło się "Restauracja u Jona", właścicielem była wtedy rodzina Oczadły - mówi Leśniewski. - Restauracja miała dwie sale, które po zmianach na kopalni zawsze pękały w szwach, a przed lokalem ustawiała się kolejka - wspomina Leśniewski.
- W latach osiemdziesiątych XX wieku klienci knajpy popadli jednak w konflikt z proboszczem, bo w myśl ustawy antyalkoholowej, lokal musiał być od kościoła oddalony przynajmniej o sto metrów. Tutaj brakło chyba metra i knajpę trzeba było zamknąć. Proboszcz wygrał - dodaje.
Dziś w miejscu dawnej oberży znajduje się salon fryzjerski.
Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?