Regularnie już zaglądamy do Leśnego Pogotowia Jacka Wąsińskiego w Mikołowie. W okresie letnim praca tu wre. Bo dla ptaków to czas na naukę latania, która nie zawsze kończy się sukcesem. - W ciągu paru ostatnich dni przyjęliśmy 18 bocianów, i to nie wszystko, bo już mamy kolejne sygnały - mówi Jacek Wąsiński z pogotowia.
Nie tylko bociany mają problemy. Od początku roku trafiło tutaj 47 pistułek, a także sowy, sroki, kosy, ale i ssaki: jeże, wiewiórki i sarenki. Łącznie około 500 zwierząt. - Młode próbują swoich sił i nie zawsze im to wychodzi, szczególnie przy takiej pogodzie, jaka jest teraz - tłumaczy Wąsiński. A ptaki na pogodę są szczególnie wrażliwe. - Są bardzo często przemoczone i osłabione, to też utrudnia im pierwsze kroki - mówi.
Do Mikołowa trafiają zwierzaki z całego województwa, ale nie tylko. - Zdarza się, że są prośby o interwencję z dalszych zakątków Polski. Staram się nie odmawiać, aczkolwiek też jestem tylko człowiekiem, nie wszędzie dojadę - przyznaje pan Jacek. Niektóre zwierzęta trafiają natomiast do pogotowia niepotrzebnie. - Młode ptaki, gdy wyskoczą z gniazda, nie są od razu lotnikami - tłumaczy pan Jacek - Jeśli znajdziemy podfruwającego zdrowego ptaszka, który nie potrafi jeszcze latać, nie zabierajmy go od razu do ośrodka, tylko podsadźmy na jakąś wyższą gałązkę, żeby mógł się szkolić dalej - radzi.
Podobnie sprawa wygląda z wycieńczonymi czy rannymi zwierzętami znajdowanymi w lesie. - Czasem mnie złości, kiedy ludzie je przynoszą, chociaż to rozumiem, bo wiadomo, że serce boli, gdy się widzi ich cierpienie. Zabrzmi to brutalnie, ale to jest przyroda i łańcuch pokarmowy. Aby jedno zwierzę mogło przeżyć, drugie musi zginąć. Jeśli ktoś myśli, że ten piękny latający nad głową jastrząb żywi się trawą, jest w błędzie - wyjaśnia. - Niektóre rzeczy trzeba zostawić naturze.
Inaczej sprawa wygląda z rannymi zwierzętami znalezionymi w mieście. - Tutaj trzeba pomagać, bo aglomeracja miejska to nie jest naturalne środowisko zwierząt i nie ma tu czegoś takiego jak naturalna selekcja - mówi Wąsiński. Od czasu do czasu do pogotowia trafiają również przypadki bardzo nietypowe. Ostatnio np. waran nilowy, który błądził po mikołowskich lasach. - To jest kompletna nieodpowiedzialność ludzi, trzymać takie zwierzę bez odpowiednich zabezpieczeń - mówi Wąsiński. - Waran ma około metra długości. Jest bardzo silnym i agresywnym gadem.
W tamtym roku z kolei u Wąsińskiego gościł boa dusiciel. - Niestety, wiele osób nadal traktuje zwierzęta jak zabawki. Ostatnio jest np. moda na żółwie czerwonolice, które później są wyrzucane do lasu - mówi. Sporo w tym winy przepisów, które nie zobowiązują do kontroli osób posiadających egzotyczne gatunki zwierząt, a jedynie do rejestracji takich osobników.
Strefa Biznesu: Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, w nowej formie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?