Plaga lisów w Mikołowie. Dlaczego nikt z tym nic nie robi?

Prawdziwa plaga lisów w tym roku! Wchodzą na posesje, gonią koty i małe psy, zabijają kury, u znajomych przez taras dostały się nawet do domu, na pastwisku biegają między koniami, nie boją się ludzi - opowiada Czytelniczka z Mikołowa.

Problem, o którym mówi, mają mieszkańcy ul. Młyńskiej w Mikołowie.

- To nie są lisy, który przychodzą z lasu. To są lisy, które zamieszkały w mieście, bo mają tam bazę pokarmową. Podobnie jak dziki. Jedne i drugie nauczyły się żyć w sąsiedztwie człowieka, widzą w tym korzyść dla siebie, więc nie boją się już ludzi. Jeśli stają się problemem, trzeba to zgłaszać straży miejskiej lub centrum zarządzania kryzysowego - mówi leśniczy Czesław Greń z Nadleśnictwa Katowice.

Bogusław Łuczyk, komendant Straży Miejskiej w Mikołowie, zapewnia, że o pladze lisów nic nie wie.
- Na pewno jest plaga potrąconych saren. Tej nocy - aż trzy. Rocznie mamy około 250 interwencji związanych ze zwierzętami, ale na tej liście nie ma lisów - mówi i dla pewności zagląda do zapisów. - A, jest jeden, 25 lipca, ale martwy na drodze.

Powiatowe Centrum Zarządzania Kryzysowego w Mikołowie też nie słyszało o żadnych lisach.

W Wydziale Ochrony Środowiska UM Mikołów nie udało się dodzwonić do naczelnika, nieobecna była jedna z osób, która bezpośrednio zajmuje się zwierzętami, druga nie odbierała telefonu, a jedyna osoba, która podniosła słuchawkę powiedziała, że te sprawy wprawdzie jej nie dotyczą, ale nie słyszała w wydziale o lisach.