Nie byłoby w tym nic dziwnego - w końcu supermarkety wydają takie gazetki bez przerwy - ale mikołowski sklep po raz kolejny wydrukował ją... po śląsku. I tak zamiast aparatu cyfrowego można kupić zdrzadlonkę, albo tyjnioka (to po śląsku czajnik). Są waszmaszyny - (pralki), zestawy szraubyncyjerów (śrubokrętów) czy bezkluczowa borhamra (wiertarka).
Można też dostać sztrzewiki ( buty), galoty (spodnie) i fuzekle dlo bajtla (skarpetki dla dziecka). A jak kto głodny, to kupi świyżygo kokotka (kurczaka) albo kyjzę (ser). Dla Ślązaków znających gwarę to nic nowego, ale reszcie niektóre nazwy sprawiać mogą kłopot. No bo co to takiego np. kitka z pultoka? Tłumaczenie nazw wykonało Towarzystwo Pro Loquela Silesiana.
To nie pierwszy raz, gdy wielkie sieci handlowe wykorzystują do swoich komercyjnych celów modę na język śląski. W jednej z rybnickich galerii handlowych kilka miesięcy temu furorę zrobiły... godające po śląsku windy. "Synki, dziołchy. Chyćcie się mocnij rułek, bo szola jedzie na doł". "Poziom piyrszy. Piykne klajdy i arbaje.""Poziom drugi. Taszki, ancugi i dobre maszkety","Parking poziom drugi. Sam tukyj mosz auto. Bier te taszki i ciś do dom" - komunikaty tej treści mogli usłyszeć klienci tego sklepu.
O tym co sądzi na ten temat ekspert od PR możecie się dowiedzieć w piątkowym Tygodniku Mikołów Dziennika Zachodniego.
Strefa Biznesu: Co dalej z limitami płatności gotówką?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?