Tak to już jest, że im jesteśmy starsi, tym bardziej doceniamy to, co ksiądz Konrad Szweda kiedyś do nas mówił - uważa Urszula Rygulska, katechetka w Szkole Podstawowej nr 1 w Łaziskach Górnych.
- Znałam księdza Szwedę, podobnie jak wielu starszych mieszkańców. Gdy przygotowywałam wystawę o nim, mówiłam dzieciom, że to był "kapłan naszych rodziców". Poprosiłam, żeby przyniosły wspomnienia o księdzu. Niektóre pytały rodziców, inne dziadków. Wszyscy go wspominają jako kogoś wyjątkowego - opowiada.
Ksiądz Szweda z Łaziskami Górnymi związany był tylko przez ostatnie siedem lat swojego życia. W 1980 roku odszedł na emeryturę, był proboszczem w parafii św. Floriana w Chorzowie, gdzie spędził 25 lat. Po kilku miesiącach poprosił jednak biskupa, żeby włączył go jeszcze w pracę parafialną diecezji. Chciał pracować - mówi Urszula Rygulska.
Biskup zgodził się i w 1981 roku ks. Szweda został proboszczem łaziskiej parafii Matki Bożej Królowej Różańca Świętego.
- Byłem wtedy klerykiem, gdy ksiądz Szweda został u nas proboszczem - mówi pochodzący z Łazisk ks. Andrzej Suchoń, proboszcz parafii Mariackiej w Katowicach. - To był bardzo gorliwy, pracowity, wymagający od siebie i od innych człowiek. Przez pierwszy rok pracy chciał przewodniczyć wszystkim uroczystościom kościelnym. Dla nas to była duża zmiana, bo poprzedni proboszcz był bardzo spokojny. Ksiądz Konrad od razu nas zaangażował, ustalił dyżury w kancelarii i bardzo się cieszył, że ma kleryków.
- Był rzeczywiście bardzo energiczny, wszystkiego doglądał, wszystkim się interesował, to był taki prawdziwy gospodarz. Wiedział, co dzieje się w świecie. Na mszach często pytał: "A wiecie, co się zdarzyło teraz w Etiopii? To ja wam powiem". I opowiadał o wydarzeniach, o krajach. Niektórzy się śmiali, że nie muszą włączać telewizora, bo i tak wszystkiego się dowiedzą w kościele - dodaje Urszula Rygulska.
Mieszkańcy do dzisiaj mówią, że proboszcz kochał ludzi, a kościół był jego życiową pasją. Uwielbiał śpiewać w kościele, sam miał piękny, donośny głos. Najważniejsze jednak były jego kazania, bo miał dar ich głoszenia. Mówił z werwą, nie czytał z kartki. Prostymi słowami tłumaczył parafianom, co znaczy mieć dobre serce, na czym polega wielkość człowieka, że trzeba i warto pielęgnować tradycję. Gdy mówił kazanie, to całym sobą.
- Był bardzo dobrym kaznodzieja, mówił długo, ale z pasją - wspomina ks. Andrzej Suchoń. - Nawet przed mszami świętymi robił katechezy o wydarzeniach w kościele, wyjazdach papieża, o tym, jaką encyklikę napisał Ojciec Święty.
- Był wymagający, ale sprawiedliwy, taki jaki powinien być nauczyciel. Zawsze uśmiechnięty - mówi Urszula Rygulska. - Powtarzał: "Nigdy nie mów potem, bo jak mówisz, że zrobisz coś potem, to znaczy nigdy". Miał też poczucie humoru, opowiadał humorystyczne historyjki. Przed ważnymi uroczystościami, wyjazdami na pielgrzymki zawsze modlił się o piękną pogodę i tak właśnie było. Nie pamiętam ani jednej komunii, żeby była brzydka pogoda, choć przed komunią na przykład ciągle lało - śmieje się katechetka.
Gdy ks. Szweda remontował salki katechetyczne sam też angażował się do pracy. Nigdy nie żalił się, nie obrażał i mówił, że jak jest czymś zajęty, to zapomina o bólu. Był więźniem obozu Auschwitz, gdzie poznał księdza Ojca Maksymiliana Kolbego, przebywał też w Dachau. Czas pobytu w obozach odbił się na jego zdrowiu, ale się nie skarżył.
- Często wspominał ojca Maksymiliana Kolbego - mówi ks. Andrzej Suchoń. - Kiedyś arcybiskup Wesoły powiedział mi, że gdyby nie ksiądz Szweda, to nie doszłoby do beatyfikacji księdza Kolbego. Bo to udało się dzięki zapiskom i dokumentom, które przechował ksiądz Szweda - podkreśla.
Ks. Szweda urodził się w 1912 roku w Rybnickiej Kuźni, dzisiaj dzielnicy Rybnika. W Rybniku jego imię nosi jedna ze szkół, ksiądz Szweda jest tam też patronem ulicy. Swoją ulicę ma też w Łaziskach Górnych i w Chorzowie. W tym ostatnim mieście też zapadł w pamięć parafianom, dokończył budowę kościoła, wybudował plebanię.
Starsi mieszkańcy do dzisiaj wspominają, jak ksiądz Szweda spacerował po mieście. Zawsze chodził pieszo, w berecie i z czarną aktówką.
- I często mówił "Mój Boże". Dlatego niektórzy żartowali z niego i mówili: "O, idzie Mój Boże" - śmieje się Urszula Rygulska. - Aha, i jeszcze uwielbiał kołocz.
Ksiądz Konrad Szweda zmarł 28 lipca 1988 roku w Łaziskach Górnych.
- Zawsze prosił Boga o to, żeby nie być na starość dla nikogo ciężarem - mówi Urszula Rygulska. - I nagle zmarł. I dopiero po jego śmierci poczuliśmy, jak bardzo nam go brakuje - dodaje katechetka.
Debata prezydencka o Gdyni. Aleksandra Kosiorek versus Tadeusz Szemiot
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?