MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Łaziska Górne: Z dilerem do sądu

Rafał Dobrowolski
Nie udało się polubownie, więc mieszkaniec Łazisk Górnych domaga się teraz przed mikołowskim sądem unieważnienia umowy kupna używanego auta w komisie autoryzowanego dilera znanej marki samochodowej.

Nie udało się polubownie, więc mieszkaniec Łazisk Górnych domaga się teraz przed mikołowskim sądem unieważnienia umowy kupna używanego auta w komisie autoryzowanego dilera znanej marki samochodowej.
Andrzej Szojda od roku nie używa kupionej dwa lata temu toyoty, bo policja potwierdziła jego podejrzenia, że samochód ma przekręcony licznik przebiegu, a zapisy o przeglądach są sfałszowane.

Używany samochód miał mieć w chwili transakcji 110 tysięcy kilometrów przebiegu, a w opinii fachowców z centrali importera mógł mieć już wtedy prawie dwa razy tyle.

- Diler nie dopełnił warunków umowy. Po co mi auto, które ma w rzeczywistości taki sam przebieg, jak moje poprzednie - denerwuje się Andrzej Szojda. - W 2004 roku sprzedałem kilkuletnie auto, bo osiągnęło już 200 tysięcy kilometrów przebiegu. W tym czasie importowano na masową skalę samochody i na rynku można było kupić interesujący mnie model za mniejsze pieniądze. Mój wybór padł na toyotę z komisu licencjonowanego dilera Opla. Zdecydowałem się na corollę z 1997 roku, bo miała być wiadomego pochodzenia, serwisowana i co ważne, z udokumentowanym przebiegiem w książce serwisowej. Zapłaciłem dilerowi 22 tysiące złotych. Zapewniał mnie, że przebieg jest oryginalny, a samochód bezwypadkowy. Ekspertyza w centrali Toyoty wykluczyła oba zapewnienia - dodaje.

Prywatne śledztwo potwierdził importer i policja. Podejrzenie, że coś z tym autem jednak jest nie tak, powziął Szojda w kilka miesięcy po zakupie auta. Według książki serwisowej poprzedni właściciel dokonał przeglądu przy przebiegu 105 tysięcy kilometrów. Nowy właściciel pojechał na swój pierwszy, gdy licznik wskazywał około 120 tys.

- Przejechałem tym autem jakieś 10 tysięcy kilometrów. Zbliżał się termin kolejnego przeglądu, więc pojechałem do zaprzyjaźnionego mechanika, żeby ocenił jakich kosztów mam się spodziewać i jakie części eksploatacyjne trzeba będzie wymienić. Już wtedy zwrócił mi uwagę, że zużycie pewnych elementów mechanicznych wskazuje, iż faktyczny przebieg jest sporo większy. Podjąłem tego samego dnia próbę ustalenia przebiegu. Pojechałem do katowickiego dilera Toyoty i na podstawie numerów podwozia otrzymałem od nich wydruk z komputera centralnego. Autoryzowana stacja obsługi potwierdziła podejrzenie mojego mechanika. W ich bazie danych widniały informacje, że samochód który kupiłem miał już przegląd przy 138 tysiącach kilometrów i że wszystkie kolejne zapisy w książce gwarancyjnej nie pokrywają się z rzeczywistym zakresem robót! - wyjaśniał przed sądem.

Wtedy też okazało się, że samochód musiał mieć jakieś uszkodzenia karoserii, o czym świadczyła niefabryczna powłoka lakiernicza. To o tyle istotna wskazówka, że właściciel przed zakupem auta prosił o udostępnienie książki gwarancyjnej.

Dlaczego nie dali szansy sprawdzenia auta przed transakcją? - Chciałem sprawdzić pojazd u dilera, u którego był serwisowany przez poprzedniego właściciela. Poinformowano mnie jednak, że nie udostępnią książki przed zakupem - mówił w sądzie.

21 czerwca 2005 roku nabywca feralnego auta wystąpił do dilera o odstąpienie od umowy. bo w jego ocenie nie odpowiada deklarowanym walorom. Zlecił też prowadzenie sprawy przeciw niemu adwokatowi.

Pracownicy komisu mieli początkowo wyjaśniać zagadkowe nieścisłości. Potem tłumaczyli się, że nie można im zarzucić nieuczciwości, bo poprzednimi właścicielami auta były jeszcze dwie inne osoby.

- Jedyną propozycją, jaką otrzymałem od dilera była deklaracja odkupienia ode mnie toyoty za niewiele ponad 14,7 tysięcy złotych. To mnie oczywiście nie zadowala. Byłbym stratny ponad siedem tysięcy i dalej miałbym samochód, który ciężko mi będzie w przyszłości sprzedać - wyjaśnia Szojda.

- Przyznaję, proponowaliśmy ugodowe załatwienie sprawy. Nasza wycena na maksymalnie 16 tysięcy złotych uwzględniała fakt, że samochód stracił w tym czasie na wartości. Mój mocodawca prowadzi komis samochodów używanych i z tego tytułu ponosi odpowiedzialność przed klientami na zasadzie ryzyka. Czekamy teraz na wyrok. Jeśli przegramy to pozwiemy poprzedniego właściciela, bo to on, a nie my wprowadził w błąd obecnego właściciela toyoty - wyjaśnia Paweł Rak z kancelarii Maximus z Katowic, która reprezentuje dilera przed mikołowskim sądem.

Sprawa z dilerem toczy się w sądzie od roku. Pozywający chce zwrotu pieniędzy za samochód z odsetkami, zwrotu kosztów adwokata i sądowych.

od 7 lat
Wideo

Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na mikolow.naszemiasto.pl Nasze Miasto