Dziennik Zachodni: Co zmienił pan w swym gabinecie po przednim gospodarzu?
 
Adam Zawiszowski: Nic. Na razie przeglądam zawartość biurka.
DZ: Znalazł pan w nim jakąś dobrą ojcowską radę?
AZ: Jeszcze nie, ale z dobrych rad zawsze korzystam, bez względu na to, kto ich udziela.
DZ: Usłyszałem opinię, że burmistrz kierował się oszczędnościami mianując pana swym zastępcą. Nie trzeba zmieniać tabliczek i pieczątek...
AZ: Niestety, nie da się uciąć tabliczki, żeby dodać kawałek z innym imieniem... Poważnie jednak mówiąc, to racja, nazwisko zostało to samo, ale osobowość już odmienna. Nie, żebym odżegnywał się od ojca, ale myślę, że różnimy się spojrzeniem na pewne sprawy. Oczywiście, będę się starał kontynuować to, w czym był dobry, ale mam też swoje pomysły na sprawowanie tego urzędu.
DZ: Jest pan dziennikarzem z wykształcenia, rzecznikiem konsumentów z doświadczenia, a teraz wiceburmistrzem. Kim się pan czuje bardziej?
AZ: To wszystko da się pogodzić. Z każdej z tych profesji zamierzam wyciągnąć to, co najlepsze. Jako dziennikarz i rzecznik nauczyłem się przede wszystkim rozmawiać z ludźmi. To mi teraz na pewno pomoże. Wyznaję zasadę, że należy jak najbardziej odformalizować niektóre procedury. Będę przestrzegać przepisów, ale na pewno się nimi nie będę zasłaniał w kontaktach z ludźmi.
DZ: Tym bardziej, że ludzie doskonale pana znają. Jako rzecznik był pan powszechnie rozpoznawalny.
AZ: Wyliczyłem, że w najbardziej obfitych latach w mediach ukazywało się rocznie po 500 publikacji z moim udziałem. Łącznie udzieliłem kilka tysięcy porad dotyczących przeróżnych spraw - od butów z odpadającymi obcasami po skomplikowane spory prawne. Musiałem być wciąż na bieżąco z wszelkimi przepisami. Teraz ta wiedza na pewno mi się przyda.
DZ: Czy sam musiał pan korzystać ze swych umiejętności? Nie próbowano panu kiedyś sprzedać bubla?
AZ: Raczej nie. Chcę wierzyć, że to dzięki uczciwości handlowców, ale zdaję sobie także sprawę, że chyba nikt by się nie odważył, bo ludzie mnie z reguły kojarzyli. Raz tylko zdarzyło mi się, że pani w kasie zażądała za towar wyższą cenę niż ta, która widniała na półce. Zwróciłem jej uwagę, że obowiązuje mnie ta niższa i nie interesuje mnie, iż ktoś zapomniał ją zmienić.
DZ: I co? Zapłacił pan mniej?
AZ: Bynajmniej. Kasjerka stwierdziła, że jak mi się nie podoba, to mogę nie kupować. Nazajutrz poszedłem tam jeszcze raz i poradziłem właścicielowi, żeby poinstruował pracownicę, jakie klient ma prawa. Zgodził się ze mną, nawet podziękował.
DZ: Cóż, o zajmowaniu się sprawami konsumenckimi można już jednak zapomnieć. Teraz będzie pan już tylko klientem...
AZ: A wcale, że nie! Nadal będę pisał o tej problematyce w czasopismach wydawnictwa "Murator".
MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?