Śmierć 30-letniej pacjentki w 22. tygodniu ciąży w szpitalu w Pszczynie zaczęła nabierać politycznego wymiaru. Politycy opozycji przekonują, że do tragedii nie doszłoby, gdyby nie zeszłoroczny wyrok Trybunału Konstytucyjnego, a w szpitalu trwa zlecona przez Ministerstwo Zdrowia kontrola Narodowego Funduszu Zdrowia.
Okoliczności śmierci kobiety wyjaśnia również katowicka prokuratura. Jej historię, przypomnijmy, ujawniła radczyni prawna Jolanta Budzowska, która specjalizuje się w sprawach dotyczących błędów medycznych. 30-latka trafiła do szpitala we wrześniu po tym, jak odpłynął jej płyn owodniowy.
W trakcie pobytu w szpitalu miała relacjonować rodzinie i przyjaciołom, że lekarze „przyjęli postawę wyczekującą, powstrzymując się od opróżnienia jamy macicy do czasu obumarcia płodu, co wiązała z obowiązującymi przepisami ograniczającymi możliwość legalnej aborcji”.
- Myślę, że tragedia zmarłej pani Izy jest doskonałą ilustracją absurdalności sytuacji, w jakiej stawiani są lekarze, ale także pacjentki, które nie otrzymują pomocy zgodnie z aktualną wiedzą medyczną, bo lekarze mają obawy przed odpowiedzialnością i konsekwencjami prawnymi - mówiła w rozmowie z „Dziennikiem Zachodnim” pełnomocniczka rodziny zmarłej, mec. Jolanta Budzowska.
Radczyni prawna nawiązuje tym samym do decyzji Trybunału Konstytucyjnego z 22 października minionego roku, która zmieniła obowiązujące w Polsce od 1993 r. przepisy prawa dotyczącego aborcji. Wyrok zdelegalizował, przypomnijmy, wykonywanie aborcji z powodu wad płodu. Przepisy nadal jednak dopuszczają przerwanie ciąży w przypadku, gdy stanowi ona zagrożenie dla życia i zdrowia kobiety, a także gdy zachodzi uzasadnione podejrzenie, iż ciąża jest wynikiem czynu zabronionego, m.in. gwałtu.
Dr Maciej Jędrzejko o śmierci ciężarnej: Lekarze są w toksycznej sytuacji
Lekarze ginekolodzy nie chcą ferować wyroków, ale zwracają uwagę na dodatkową presję, jaka na nich ciąży w aktualnym stanie prawnym. Dr Maciej Jędrzejko uważa, że przywrócenie przepisów, które dopuszczały przerwanie ciąży w przypadku stwierdzonych wad letalnych płodu, pozwoliłoby uniknąć podobnych scenariuszy w przyszłości.
– Wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 22 października 2020 roku postawił lekarzy w sytuacji, w której postępując zgodnie z rekomendacjami uznanych światowych towarzystw naukowych – łamią prawo. To jest absurd i toksyczna sytuacja – komentuje.
Jak podkreśla, niezwykle trudno jest ocenić moment, w którym ciąża zaczyna zagrażać życiu i zdrowiu pacjentki, a letalne wady płodu, które nie rokują na przeżycie, właśnie narażają ją na takie niebezpieczeństwo.
– Dotąd wychodziliśmy z takiego założenia, że jeśli znamy biologię przebiegu jakiegoś zdarzenia, wiemy, że ono może się skończyć sepsą, to staraliśmy się nawet nie dopuszczać do momentu, w którym mogłaby się zdarzyć taka tragedia i działaliśmy prewencyjnie - doprowadzając do jak najszybszego wydalenia płodu z macicy – wyjaśnia.
Trzeba mieć silną psychikę, żeby świadomie złamać prawo. Nawet toksyczne
Zakładając, że doświadczony lekarz ginekolog przyjmuje rocznie średnio między tysiąc a trzy tysiące pacjentek, to przez całe życie zawodowe – czyni to około stu tysięcy kobiet.
– Każda z nich, może podać swojego lekarza do sądu. Niemal każdy ginekolog miał w swoim życiu jakiś kontakt z sądami. Wiemy, jak to jest być przesłuchiwanym. Trzeba mieć niezwykle silną psychikę, aby mając takie doświadczenia, własną rodzinę, zobowiązania finansowe – świadomie łamać nawet toksyczne prawo, bo lekarzowi za to grozi utrata prawa wykonywania zawodu i do trzech lat więzienia – zwraca uwagę.
Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?