Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pani Krystyna z Gostyni hoduje kozy przy ul. Kłosa można kupić świeże mleko i sery -to już rzadkość

Damian Hatko
W Gostyni coraz trudniej spotkać pasące się na łąkach kozy. O to, aby hodowle kóz całkowicie nie zniknęły z tamtego krajobrazu dba pani Krystyna Pisarzowska.

- Kiedy byłam mała, rodzice hodowali krowy. Tylko mój dziadek miał jedną kozę. Razem z bratem lubiliśmy pójść do dziadka. On wtedy kroił na drobne kawałki skórkę chleba, wrzucał je do talerza i zalewał gorącym kozim mlekiem. To był najlepszy przysmak. Mimo że w domu mleka nigdy nam nie brakowało, ale krowiego - śmieje się pani Krystyna.

- W końcu dostałam swoją kozę. Bardzo mi się podobała. Wyciągnęłam więc z szafy moją welurową sukienkę i ubrałam mojej kozie. Ta, nie wiedzieć czemu, zerwała się i pobiegła. Nieszczęśliwie wpadła do naszej studni i się utopiła. Nie widziałam jej, gdy była w środku, bo ojciec zabraniał nam podchodzić do krawędzi - wspomina.

Od tamtego czasu młoda Krysia marzyła o własnej kozie. Jej życzenie się spełniło. Jednak musiała na to czekać 20 lat.

- Teraz mam trzy matki, trzy młode i jednego capa. Jeszcze pięć lat temu kozy hodowało dużo więcej osób. Moim zdaniem wszystko się skończyło, kiedy zostały narzucone nam dyrektywy unijne. Nie można na własną rękę dokonać uboju domowego, trzeba mieć zgodę weterynarza powiatowego. A mózg, część jelita i kręgosłupa trzeba wysłać do sanepidu. Kosztuje to 50 zł - mówi z rozżaleniem pani Krystyna.

Do jej domu w Gostyni przyjeżdża wiele osób, które kupują kozie mleko i sery. Gospodynię często można spotkać na mikołowskim targowisku.

- Ludzie kupują na zamówienie. Jest zapotrzebowanie. Dziennie mogę sprzedać nawet pięć kilogramów sera - cieszy się gostynianka.

Hodowla kóz to także ciężka praca. - Około godz. 6 rano doję pierwszy raz kozy. Później razem z synem wyprowadzamy je na łąkę. Tam skubią sobie trawkę. Drugi raz doję je dopiero wieczorem. Kiedy żył jeszcze mój mąż, doiliśmy je trzy razy dziennie. Kiedy jadę na targowisko wstaję już przed godz. 4.30 - opowiada pani Krystyna.

Nie wszystkie kozy, które są pod opieką pani Krystyny, mogą dawać mleko. - Mleko daje tylko matka. Kozy chodzą w ciąży przez pięć miesięcy. Najczęściej rodzi się jedno lub dwa koźlątka. Dopiero po porodzie koza może oddawać mleko. Pierwsze 10 udojów trzeba wylać, ponieważ mleko nie nadaje się do spożycia - tłumaczy pani Krysia.

Kobieta hodująca kozy nie potrafi zrozumieć, dlaczego żaden weterynarz nie chciał podjąć się ratowania jej zwierzęcia.
- Do domu wdarła nam się wilgoć, postanowiliśmy więc zrobić remont. Niestety podczas niego ze sklepienia posypały się kamienie. Spadły tak nieszczęśliwie, że zabiły niektóre kozy i raniły kozła. Jedna koza miała złamaną łapę. Zadzwoniłam do jednego z weterynarzy, który powiedział, że mam ją zabić. Zrozpaczona szukałam pomocy u innego weterynarza, ale spotkałam się z taką samą odpowiedzią. Wzięłam dwie listewki, watę i bandaż. Koza chodziła tak przez sześć tygodni, a teraz nie ma śladu po jakimkolwiek złamaniu - mówi z satysfakcją pani Krystyna.

W jej gospodarstwie są także kurze jajka i świeży miód. - Po podwórku biegają młode perliczki, jedna ostatnio porwał jastrząb, na moich oczach - cóż takie są prawa natury - kwituje.

Pani Krystyna chętnie pomaga w corocznych przygotowaniach do dożynek. Nic dziwnego, skoro jest jedyną osobą w okolicy, która zna się na robieniu dożynkowej korony. - Trzy tygodnie temu robiłam koronę w kształcie serca. Do metalowego stelaża przypina się kłosy czterech zbóż: pszenicy, jęczmienia, żyta i owsa.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na mikolow.naszemiasto.pl Nasze Miasto